Super Mario Bros. Film

Jak Mr Video został hydraulikiem, czyli czego nie wiecie o Mario

Gdy w latach 90. ubiegłego wieku przeprowadzono badania wśród amerykańskich nastolatków, okazało się, że więcej młodych osób rozpoznaje wąsatą postać Mario niż Myszkę Miki. Czy jednak hydraulik w czerwonych ogrodniczkach stałby się taką ikoną, gdyby nazywał się Mr Video i nie umiał skakać?

Tak, na samym początku Mario nie umiał nawet skakać. I nie nazywał się Mario. Gdy Shigeru Miyamoto, legendarny japoński producent gier Nintendo, projektował swój pierwszy wielki przebój Donkey Kong, planował właśnie, że główny bohater gry będzie wyłącznie chodził. I miał na imię Mr Video. Na szczęście ten koncept zarzucono na rzecz bardziej ambitnego. I skocznego. Aby lepiej odzwierciedlić niebywałą zdolność przeskakiwania beczek, zmieniono również imię postaci na o wiele bardziej pasującego do kontekstu Jumpmana.

Mario, bo to właśnie był on, a Donkey Kong był pierwszą grą, w której się pojawił, na samym początku był całkiem zwyczajnym Skoczkiem. I kto wie, czy by nim nie został do dziś, gdyby nie właściciel nowojorskiego lokalu, w którym na początku lat 80. XX w. miał swoją siedzibę amerykański oddział Nintendo. Mario Segale, bo tak się zwał, był niski, nosił ogrodniczki i potrafił w bardzo obrazowy oraz stanowczy sposób domagać się zapłaty zaległego czynszu. Pracownicy biura Nintendo byli pod tak wielkim wrażeniem tej postaci, że postanowili swojego Jumpmana przechrzcić właśnie na Mario w kolejnych grach. I przy okazji uczynić go hydraulikiem, bo w Donkey Kong był, nie wiedzieć dlaczego, stolarzem. Przekwalifikowany Mario występował później w innych grach również jako lekarz, kierowca rajdowy, piłkarz, tenisista, golfista, a nawet budowlaniec, ale wszyscy go kojarzą właśnie jako specjalistę od zatkanych rur.

It’s a me, Mario!

Na swoją kultową, rozpoznawalną na całym świecie kwestię Mario musiał poczekać aż do 1995 r. Wcześniej był po prostu niemy. Choć skoczny, zwinny, sprawny i oczywiście bardzo bohaterski w kwestii ratowania księżniczek, Mario nic nie mówił. Ani w swojej pierwszej "prawdziwej" grze, czyli wydanym w 1983 r. Mario Bros, ani też w legendarnym Super Mario Bros, które zadebiutowało na konsoli Nintendo Entertainment System w 1985 r. I zawojowało cały świat.

Dopiero dekadę później Nintendo postanowiło udźwiękowić najsłynniejszego hydraulika świata. Głosu użyczył mu aktor Charles Martinet, który nieproszony zjawił się na castingu jako ostatni z jego uczestników i swoją improwizacją zrobił wielkie wrażenie na pracownikach Nintendo. Naprawdę wielkie wrażenie, bo nie dość, że taśma z jego występem jako jedyna została wysłana do japońskiej centrali koncernu jako sugerowany głos Mario, to… Martinet mówi za Mario do dziś. I za jego brata Luigiego, największego wroga Wario oraz inne postacie z gier. Martinet znalazł się nawet w Księdze Rekordów Guinessa jako aktor najdłużej (i najczęściej) użyczający głosu fikcyjnemu bohaterowi. Jest tak silnie i nierozerwalnie związany z tą marką, że można go nawet usłyszeć w najnowszej filmowej wersji Super Mario Bros. Co prawda nie jako Mario, bo w tę rolę wciela się popularny Chris Pratt. Charles Martinet jednak gra ojca Mario i Luigiego, a także trzecioplanową postać Giuseppe, jednego z mieszkańców Brooklynu, który zupełnie przypadkiem wygląda jak oryginalna postać z Donkey Kong i mówi z tą samą manierą, którą Martinet wypracował na potrzeby gier.

Naj, naj, i jeszcze więcej naj

Mario ma na koncie o wiele więcej wpisów w Księdze Rekordów Guinessa niż ten jeden wspomniany powyżej. Jest tam na przykład uwieczniony jako najliczniej reprezentowana marka gier w historii. Ile jest produkcji, w których występuje Mario? Ponad ćwierć tysiąca. Tak, ponad 250! Dzierżą również tytuł marki najdłużej utrzymującej się na rynku. I najbardziej dochodowej. Oraz, co oczywiste, najbardziej rozpoznawalnej. Tym rekordom raczej nikt nie zagrozi w przewidywalnej przyszłości, w sytuacji gdy gry Mario nadal powstają i nadal się fantastycznie sprzedają. Podobnie jak film zresztą.

Pierwsza aktorska ekranizacja, czyli Super Mario Bros z 1993 r., okazała się być spektakularną klapą. Film nie tylko nie spodobał się krytykom, ale też nie zdołał przyciągnąć do kin widowni i przyniósł mniej dochodu, niż wyniosły nakłady na produkcję. Ta katastrofa sprawiła, że przez następne prawie trzy dekady Nintendo w ogóle nie chciało słyszeć o jakichkolwiek innych ekranizacjach. Zapisała się jednak w historii mimo wszystko, bo była pierwszym filmem powstałym na bazie gry.

Wysokobudżetowa animacja Super Mario Bros, która w polskich kinach zadebiutuje 26 maja, też już przeszła do historii. I to w całkiem inny sposób niż swój poprzednik.

Super Mario Bros. Film - nowy zwiastun

Naprawdę super

Super Mario Bros w swojej nowej, animowanej wersji z gwiazdorską obsadą to diametralnie inna bajka niż ta sprzed 30 lat. Już w weekend otwarcia, po amerykańskiej premierze na początku kwietnia, film zdobył laur najbardziej popularnej kinowej animacji. W dziejach. Żaden inny film animowany do tej pory nie zarobił w pierwszy weekend tyle co Super Mario Bros. W dziewięć dni po premierze padł kolejny rekord, gdy obraz oficjalnie stał się najbardziej dochodową ekranizacją gry w historii. W kilka tygodni później stało się już jasne, że jest to również najbardziej kasowa tegoroczna premiera kinowa w ogóle, nie tylko wśród animacji.

Super Mario Bros zarobiło już prawie miliard dolarów i prawdopodobnie wkrótce przekroczy tę magiczną granicę, którą rok temu zdołały pokonać zaledwie trzy filmy, a dwa lata temu tylko jeden. Wygląda na to, że tym razem ekranizacja przygód Mario odniesie sukces równie bezprecedensowy co growy pierwowzór. Gdy 40 lat temu Shigeru Miyamoto zakładał skaczącemu Mario klasyczną czapkę, która miała ukryć niemożność animowania włosów, ubierał go w ogrodniczki, by dzięki kontrastowi lepiej pokazać ruchy ramion i umieszczał wąsy, by uwidocznić pikselowy nos, na pewno nie marzył o karierze na taką skalę. A przecież ona się jeszcze nie skończyła. Także w kinie. Przypomnijmy, że na fali sukcesu gry Super Mario Bros z 1985 r. Nintendo wyprodukowało przez kilka dekad ponad 250 innych gier. Ile kolejnych filmów powstanie po sukcesie nowego Super Mario? Można mieć nadzieję, że jeszcze dużo. Nam zaś na razie pozostaje czekać na jego polską premierę, która odbędzie się 26 maja.

Historia fenomenu Super Mario Bros

Jak to się stało, że animowany film o przygodach wąsatego hydraulika z gier Nintendo stał się największym tegorocznym hitem kinowym, który zarobił już prawie miliard dolarów? Jaka jest historia tego fenomenu rodem z Japonii?

Nie da się opowiedzieć o tym, jak Mario stał się rozpoznawalną na całym świecie ikoną popkultury bez zarysowania tła. W tym konkretnym przypadku tło ma dwie równie ważne warstwy. Pierwsza z nich to Nintendo. Druga zaś to Shigeru Miyamoto.

Od kart do automatów

Nintendo od samego początku było biznesem powiązanym z grami. Tylko nie takimi, jak nam się wydaje. Firmę założył Fusajiro Yamauchi grubo ponad wiek temu, w 1889 r. jej głównym produktem były hanafuda, czyli japońskie wersje kart do gry. Starannie wykonane, pięknie ilustrowane, bardzo tradycyjne. Co ciekawe, Nintendo, mimo późniejszych sukcesów w świecie elektroniki i gier, nigdy nie porzuciło swojej spuścizny. Do dziś jest jednym z największych w Japonii producentów hanafuda.

Gdy w 1956 r. rodzinną firmę przejął wnuk jej założyciela, Hiroshi, nadszedł czas rozszerzania działalności. Nowy szef, młody, energiczny i pełen pomysłów, śmiało inwestował w innych branżach. Sprzedawał paczuszki z gotowymi posiłkami z ryżu. Oferował usługi transportowe za pomocą floty taksówek. Zarządzał "hotelami miłości" dla zakochanych. Niestety, jego zróżnicowane przedsięwzięcia nie odnosiły wielkich sukcesów, delikatnie rzecz ujmując. Mimo to niezrażony Yamauchi ciągle miał oko na innowacje i szukał nowych obszarów do rozwoju. I w końcu znalazł ten właściwy. W Ameryce.

W latach 70. ubiegłego wieku za oceanem wielką popularność zaczęły sobie zdobywać nowe zabawki – urządzenia do gier produkowane przez Atari. Hiroshi Yamauchi poczuł zapach sukcesu i nakazał swojej firmie skopiować klasyczną grę Pong na rynek japoński. Nintendo sprzedało trzy miliony takich urządzeń i jego szef już wiedział, że z tym rynkiem wiąże się przyszłość firmy. Szybko zaczął inwestować w jego najnowszy segment, czyli automaty do gier. Japońskie salony arcade zaroiły się od sprzętu Nintendo z grami EVR RaceRadar Scope. Yamauchi tak bardzo wierzył w potencjał tej ostatniej gry, że zamówił trzy tysiące automatów z nią na rynek amerykański. I znów poniósł go entuzjazm, bo Amerykanom produkcja - zbyt podobna do święcącego sukcesy Space Invaders - niestety się nie spodobała. Prawie cała partia automatów stała w magazynie w Nowym Jorku i nikt nie chciał ich kupować. Nintendo szykowało się na potężne straty… ale na szczęście był Shigeru Miyamoto.

Początek legendy

W 1976 r. młody Shigeru Miyamoto właśnie skończył studia sztuki użytkowej na lokalnym uniwersytecie. Kochał rysować mangę, rzeźbić i skręcać pomysłowe zabawki oraz grać bluegrass na banjo i gitarze. Nie bardzo wiedział, jak te pasje przekuć na przyszłą karierę, ale marzył o wielkich rzeczach. I to od czasu dzieciństwa w małej wiosce Sonobe pod Kyoto. Gdy mały Shigeru miał kilka lat, znalazł w okolicy tajemniczą dziurę w ziemi. Okazało się, że prowadzi ona do całego systemu komór i małych jaskiń, które uzbrojony w latarkę dzieciak śmiało penetrował. Miyamoto później wielokrotnie przyznawał w wywiadach, że to doświadczenie go uformowało i kazało mu już zawsze i we wszystkim powracać do tego dziecięcego zachwytu odkrywcy.

Po studiach Miyamoto, którego ojciec znał szefa Nintendo, wylądował w gabinecie Yamauchiego na rozmowie o pracę. Młody artysta zrobił wrażenie na prezesie, który zatrudnił go jako praktykanta w dziale planowania i projektowania. Tam Shigeru po raz pierwszy zetknął się z grami wideo. I z problemem, jakim stały się wspomniane wcześniej niechciane automaty w amerykańskim magazynie. Trzeba je było przeprogramować na nową grę i jakoś sprzedać. A Miyamoto miał już koncepcję, jak to zrobić.

Plan doskonały

Shigeru miał pomysł na grę. Z racji tego, że miała odnieść sukces w Ameryce, planowano, że jej bohaterem będzie popularny marynarz Popeye z kreskówek. Na szczęście Nintendo nie udało się zdobyć odpowiedniej licencji i trzeba było wymyślić coś oryginalnego. Pełen pomysłów Miyamoto miał już gotową odpowiedź – Mr Video. Prosty stolarz, który musi uratować swoją dziewczynę Paulinę z łap paskudnej, wielkiej małpy, która rzuca bohaterowi beczki pod nogi. Tak w 1981 r. narodził się Donkey Kong. I oczywiście okazał się być strzałem w dziesiątkę. Automaty Nintendo zaczęły się sprzedawać jak ciepłe bułeczki.

Miyamoto od samego początku wiedział, że wykreowana przez niego postać będzie wielorazowego użytku. Mr Video, który w Donkey Kong został nazwany Jumpmanem, a potem już ostatecznie przemianowany na Mario na cześć zarządcy nowojorskiego lokalu Nintendo, miał się pojawiać w wielu kolejnych grach. Japoński projektant miał wizję całej marki, którą będzie budował na bazie właśnie tej jednej kluczowej postaci. Nawet nie przypuszczał, jak bardzo się mu to uda i jak ta wizja zawładnie wyobraźnią całego pokolenia.

Rodzinny Komputer

Nintendo konsekwentnie realizowało wizję swojej młodej wschodzącej gwiazdy. W ślad za sukcesem Donkey Kong w rok później poszła nowa gra na automaty, Donkey Kong Jr. Oczywiście, w niej również pojawił się Mario, tym razem jednak, po raz pierwszy i ostatni w swojej karierze, jako bohater negatywny, przeciwnik tytułowego bohatera. Gra również została przyjęta z entuzjazmem, a Nintendo szło za ciosem. W 1983 r. zaczęło sprzedaż automatów z grą Mario Bros, w której po raz pierwszy pojawili się bracia Mario i Luigi. A potem był Famicom.

Nintendo świetnie radziło sobie na rynku automatów, ale Hiroshi Yamauchi chciał ze swoimi grami wkroczyć także do domów. Inżynierowie jego firmy zaprojektowali więc japońską wersję urządzenia Atari. I nazwali ją Family Computer. Czyli Famicom. Po bardzo udanym debiucie w Japonii pierwszą prawdziwą konsolę Nintendo przygotowano do premiery także w USA. Zadebiutowała tam w 1986 r. pod zmienioną nazwą jako Nintendo Entertainment System - NES. Miała zainstalowanych 17 różnych gier. A wśród nich jedno z największych i najważniejszych dokonań w dziejach całej branży, najnowszą grę Shigeru Miyamoto, Super Mario Bros. Reszta to już historia.

Wszędzie Mario

Shigeru Miyamoto nie był programistą. W tamtych czasach gry tworzyli właśnie oni, budując je na miarę możliwości, jakie dawał im kod. Miyamoto, wizjoner i artysta, nie zdawał sobie sprawy z tych ograniczeń, więc je po prostu przekraczał. Nawet gdyby już później nie zrobił żadnej innej gry, i tak by przeszedł do legendy dzięki Super Mario Bros. Było to dzieło skończone i doskonałe. Rozbudowane i skomplikowane, ale nadal proste i intuicyjne. Wymagające i satysfakcjonujące. Niesamowicie wciągające i grywalne. Ameryka, Japonia, a po nich cały świat nie mieli wyboru. Musieli pokochać Mario.

A Miyamoto tworzył dalej. I konsekwentnie realizował swoją wcześniejszą wizję uczynienia z Mr Video, teraz już sympatycznego hydraulika Mario, znaku firmowego Nintendo. Do końca lat 80. Mario pojawił się w aż 12 różnych grach na NES. Był sędzią w grze o tenisie i o boksie. Golfistą i budowlańcem. Jego twarz pojawiała się nawet w japońskiej wersji Tetrisa oraz w wyprodukowanym przez koncern pinballu. Nintendo tak bardzo promowało Mario we wszystkim, co robiło, że bohater stał się prawdziwą ikoną i synonimem firmy. Nintendo było Mario, a Mario był Nintendo. I nadal jest, prawie cztery dekady, ćwierć tysiąca gier i setki miliardów dolarów później.

Czy w takim kontekście wypada się więc dziwić, że filmowe Super Mario Bros, którego polska premiera odbędzie się 26 maja, cieszy się takim wielkim sukcesem w kinach? Wręcz przeciwnie, dziwne by było, gdyby sprawy się miały jakoś inaczej.

Wielka wizja Shigeru Miyamoto przyniosła owoce większe i słodsze, niż się spodziewał sam genialny projektant, nieprzerwanie pracujący dla Nintendo od 1977 r. i sprawujący pieczę nad najważniejszymi przedsięwzięciami firmy. Także tymi filmowymi. Legendarny producent potwierdził już nawet, że w planie są następne filmy z bohaterami znanymi z gier Nintendo. Oczywiście, to logiczny ciąg dalszy i zwykła konsekwencja jego oryginalnego pomysłu sprzed 40 lat. Wtedy Miyamoto wymyślił, że Mario będzie wszędzie. No i proszę bardzo, rzeczywiście jest.

Press Play to Start – najlepsze gry z Mario

Ćwierć tysiąca gier, w których pojawił się sympatyczny, wąsaty hydraulik, nie da się opisać ani w jednym artykule, ani nawet w całej ich serii. Można jednak wybrać najlepsze, najważniejsze i najbardziej wpływowe produkcje z tej listy. I to właśnie robimy poniżej.

Filmowe Super Mario Bros, które właśnie święci wielkie sukcesy w kinach na całym świecie, a do Polski zawita już 26 maja, jest zatytułowane dokładnie tak samo jak najważniejsza spośród wszystkich gier Nintendo. Wydane w 1985 r. na konsolę Nintendo Entertainment System Super Mario Bros było prawdziwą rewolucją. I to więcej niż pod jednym względem. Stworzona przez genialnego Shigeru Miyamoto gra wyznaczyła nowe standardy dla całej epoki 8-bitowych maszyn do gier. Prawdopodobnie – choć to kwestia subiektywna - nie jest najlepszą produkcją Nintendo, ale zdecydowanie najbardziej wpływową. Także dlatego, że praktycznie sama jedna uratowała świat gier. Nie, nie ma w tym stwierdzeniu nawet cienia przesady.

Mario na ratunek

W filmowej wersji Super Mario Bros dwaj bracia, hydraulicy z Brooklynu, Mario i Luigi, zupełnie przypadkiem wpadają do czarodziejskiego królestwa, któremu zagraża zły Bowser (mówiący głosem Jacka Blacka) i jego armia Koopasów. Mario, grany przez Chrisa Pratta, odkrywa w sobie bohaterskie zacięcie i dzielnie staje do boju z podłymi żółwiami, głównie powodowany uczuciem, jakie wywołała w nim piękna księżniczka Peach. W rolę tej ostatniej wcieliła się jedna z najgorętszych młodych gwiazd Hollywod, Anya Taylor-Joy. I jak to w takich klasycznych opowieściach bywa, wszystko się dobrze kończy, zło zostaje pokonane, a chłopak zdobywa dziewczynę. Tak przynajmniej było w kultowej grze Super Mario Bros wydanej w 1985 roku.

Z tym, że nasz włoski hydraulik nie tylko uratował swoją księżniczkę i pokonał złego Bowsera. Ocalił również rynek gier i bohatersko, choć przypadkiem, zwyciężył wielki kryzys, z jakim gry wideo zmagały się na początku swojej historii. Kryzys ten prawdopodobnie nie oznaczał końca grania, ale mógł doprowadzić do całkowitego załamania branży i opóźnić jej rozwój o przynajmniej dekadę. W latach 80. gry przeżywały swój pierwszy wielki rozkwit. Zbyt duży i zbyt szybki, jak się okazało. Rynek zalało całe tsunami produkcji robionych jak najmniejszym kosztem i o fatalnej jakości. Było tak źle, że klienci po prostu przestali kupować te nowe produkcje. W 1983 r., przychody z amerykańskiej branży elektronicznej rozrywki wynosiły 3,2 mld dolarów. Dwa lata później, w 1985 r., było to już tylko 100 mln Rynek skurczył się o 97 proc.!

I wtedy właśnie zadebiutowała na nim japońska konsola Nintendo Entertainment System z 17 wbudowanymi grami, wśród których znajdowało się właśnie Super Mario Bros. Dopracowana i rozbudowana, ale jednocześnie prosta i intuicyjna, a do tego niesamowicie grywalna. To nie był jakościowy skok na wyższy poziom, tylko o trzy albo cztery poziomy. I nagle okazało się, że ci wszyscy klienci, którzy masowo odwrócili się od Atari, jednak chcą grać w gry. Branża została uratowana. Przez Mario.

Bestseller, wtedy i dziś

Oczywiście tamto kultowe Super Mario Bros stało się wielkim przebojem. Sprzedawało się jak świeże bułeczki, w milionach egzemplarzy na całym świecie. I wygląda na to, że to dzisiejsze, filmowe Super Mario Bros, wiernie trzyma się tego schematu, również bijąc rekordy popularności. Na dzień dobry film zaliczył najlepszy weekend otwarcia w tym roku. Nie tylko spośród animacji, ale w ogóle wszystkich premier kinowych w 2023 roku! I jak na razie jest właśnie największą i najbardziej kasową z nich. Po kilku tygodniach od amerykańskiej premiery jest już jasne, że śmiało idzie również po koronę najlepiej zarabiającego filmu animowanego w dziejach. Przekroczył już magiczną granicę miliarda dolarów i zostało mu już do pokonania tylko czterech przeciwników, w tym dwie części Krainy lodu oraz nowy Król lew, by zająć miejsce na szczycie. Biorąc pod uwagę, że film ciągle jest w kinach (w tym w polskich od 26 maja) i rywalizuje w produkcjami, które miały nie kilka tygodni, ale kilka lat, by na siebie zarabiać, można spodziewać się, że powtórzy sukces swojego pierwowzoru.

Tak wygląda dziś w kinowym hicie w roku 2023
Tak wygląda dziś w kinowym hicie w roku 2023
Mario przeszedł daleką drogę od swojej premiery
Mario przeszedł daleką drogę od swojej premiery

Podbijanie poprzeczki

Nintendo najpierw ocaliło rynek gier, a potem konsekwentnie szło dalej. Gry Super Mario, nieustannie podnosiły jakościowy poziom. Także w dziedzinie innowacji. Były coraz większe i coraz lepsze. I dzięki nadzorowi Shigeru Miyamoto, także bezbłędne. Na szczególną uwagę zasługuje Super Mario World, wydane w 1990 r. jako flagowy tytuł na nową, 16-bitową konsolę SNES. To absolutna perła w koronie całej serii. Producenci wzięli wszystko to, co grało w poprzednich produkcjach, przenieśli z Krainy Grzybków do świata dinozaurów, pomnożyli razy sto i dodali uroczego Yoshi’ego, który później stał się obowiązkowym gościem w grach Nintendo. O zaletach i innowacjach Super Mario World można napisać kilka prac doktorskich. Dość powiedzieć, że większość znawców i specjalistów uznaje ten tytuł za najlepszą grę, jaka kiedykolwiek powstała.

A potem, w 1996 r., zadebiutowało Super Mario 64, czyli pierwsza gra z serii, która porzuciła dwa wymiary na rzecz trzech. Ta doskonała gra przetarła szlaki i ustanowiła standardy dla późniejszych platformówek 3D. Wszystkie one, po dziś dzień, bazują na rozwiązaniach po raz pierwszy zastosowanych właśnie wtedy. W 2007 r. na Nintendo Wii wydano z kolei Super Mario Galaxy. Gdy wydawało się, że w dziedzinie platformówek 3D naprawdę nie da się już zrobić nic więcej, Miyamoto udowodnił, że jak najbardziej jest to możliwe. A w jego wykonaniu to nawet łatwe. Ta gra, oraz jej wkrótce wydany sequel, Super Mario Galaxy 2, nadały nowe znaczenie słowom "kreatywność" i "obfitość". To już nie były po prostu gry, ale właśnie całe galaktyki różnorodnych gier, finezyjnie spiętych w jedną całość. Nikt nie był w stanie choćby zbliżyć się do nich pod względem bogactwa zawartości i jakości wykonania. Oprócz samego Miyamoto, rzecz jasna. Jego kolejne flagowe tytuły, czyli Super Mario 3D World na Nintendo Wii U oraz najnowsze Super Mario Oddysey na Nintendo Switch to oczywiście kolejne, wyższe stopnie na drabinie do doskonałości.

Gdy wyprzedzisz sam siebie

Na liście największych growych bestsellerów w historii Super Mario Bros zajmuje zaszczytne miejsce z wynikiem 58 mln sprzedanych egzemplarzy. Ale nie jest najbardziej popularną grą z Mario. Ten zaszczyt przypada Mario Kart 8, wydanemu zaledwie 9 lat temu na Wii U, a potem na Nintendo Switch. Tak, Mario pobił Mario. A ściślej mówiąc, sam się wyprzedził, bo arcypopularna seria Mario Kart to oczywiście kolorowe, wybuchowe, mocno zręcznościowe i pełne humoru gry wyścigowe. Pojawiają się w nich wszystkie najbardziej znane postacie z gier Nintendo, nie tylko tych z Mario, ale i pozostałych.

A skoro te growe wyścigi w stylu Mario są tak niesamowicie popularne, to czy mogło ich zabraknąć w wersji filmowej? Nie mogło. I nie zabrakło. Fani tych gier mogą liczyć na długą, dynamiczną, emocjonującą, bardzo samochodową oraz oczywiście pełną humoru scenę także w kinie. Ekranizacja Super Mario Bros to teoretycznie adaptacja pierwszej, kultowej gry, ale nawiązania do tej drugiej popularnej serii gier wyścigowych z Mario po prostu musiały się w niej znaleźć. I nie tylko one.

Sprawdźcie sami

Przebojowa animacja Super Mario Bros odwołuje się do wielu klasycznych pozycji ze świata gier. Fani tych ostatnich znajdą tu nie tylko nawiązania do produkcji z głównej linii Super Mario czy też wspomnianego Mario Kart, ale też do innych tytułów. Źródeł, z których mogli czerpać producenci filmu, jest bardzo wiele. Są fantastyczne gry sportowe, takie jak Mario Golf czy Mario Tennis, są znakomite produkcje fabularne Paper Mario i z cyklu Mario & Luigi, a nawet niezapomniana imprezowa seria Mario Party. Odwołania do której z nich będzie można zobaczyć w kinowym przeboju?

Cóż, o tym najlepiej przekonać się organoleptycznie, na własne oczy i uszy. Filmowe Super Mario Bros debiutuje w naszych kinach 26 maja, równolegle w wersji oryginalnej jak i tej z polskim dubbingiem. Aby wyłapać wszystkie nawiązania najlepiej będzie iść najpierw na jedną, a potem na drugą.

Mario. Wąsata ikona popkultury

Jak to się stało, że film o przygodach bohatera z gry sprzed 40 lat prawdopodobnie już wkrótce zajmie pierwsze miejsce na liście najbardziej dochodowych animacji w całej historii kinematografii? Nic w tym dziwnego. Po prostu musiało tak być.

Liczby nie kłamią. Od 1981 r., kiedy to sympatyczny włoski hydraulik z Brooklynu pojawił się po raz pierwszy w "Donkey Kong", aż do dzisiaj wyprodukowane przez Nintendo gry sygnowane marką Mario sprzedały się w liczbie ponad 820 milionów egzemplarzy. To absolutny rekord. Żadna inna seria nawet się do niego nie zbliża. Gry oraz dochody z licencji Mario zarobiły dla Nintendo ponad 53 miliardy dolarów. To dużo. Ale dokładnie jak dużo? Trudno powiedzieć bez skali porównawczej.

Mario jest większy niż w zasadzie każda znana marka medialna. Te 53 miliardy to więcej, niż w całej swojej historii zarobiła najsłynniejsza myszka świata. To również więcej niż cały dochód z klasycznych gwiezdnych wojen. Nie mówiąc już o "pomniejszych" konkurentach takich jak seria ze słynnym czarownikiem, czy produkcjach o człowieku - nietoperzu. Tak naprawdę, jeśli chodzi o popkulturę, to jest tylko jedna marka, która jest większa od Mario. I tak się zabawnie składa, że ona też jest własnością japońskiego Nintendo. Mowa oczywiście o Pokemonach. Jednak gdy japoński premier Shinzo Abe przebrał się na okazję ceremonii zamknięcia igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r., to nie za Pikachu, ale za Mario właśnie.

Tak, najważniejszy polityk z Japonii założył niebieskie ogrodniczki, czerwoną bluzę oraz czapkę z daszkiem tego samego koloru. I nikogo nie zdziwiło to, że wystąpił jako postać z gry. Bo tę postać znają wszyscy.

Efekt globalizacji

Japoński premier nie przebrał się za Mario, żeby reklamować markę. Wystąpił w tym stroju, bo jest on symbolem technologicznej i artystycznej innowacji rodem z Japonii. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli. Głównie dlatego, że jest taki uniwersalny. Mario urodził się w Kraju Kwitnącej Wiśni, wyskakując z głowy Shigeru Miyamoto jak Atena z głowy Zeusa. Technicznie rzecz biorąc, pochodzi z Brooklynu, gdzie z bratem Luigim zajmują się usługami hydraulicznymi, ale Mario nie jest wcale bardziej amerykański niż japoński czy włoski. To obywatel świata, dla każdego swojski i bliski. I jeden z sukcesów globalizacji kulturowej.

A jeśli chodzi o gry, to bezsprzecznie sukces największy. Inne globalnie rozpoznawalne marki, na przykład te wspomniane wcześniej, bazują głównie na filmach. I książkach. I zabawkach oraz innych licencjonowanych produktach. Mario natomiast jest potęgą zbudowaną przede wszystkim na grach. Przede wszystkim, ale nie wyłącznie, co dobitnie pokazuje sukces nowej filmowej wersji "Super Mario Bros".

Fatalny start

W japońskiej kulturze porażka jest ujmą na honorze. Nigdy się o niej nie wspomina, ale długo się ją pamięta. I właśnie z powodu porażki Mario nie gościł zbyt często ani na ekranach kinowych, ani telewizyjnych. Początki były jednak obiecujące. Shigeru Miyamoto już na starcie widział w Mario ikonę, uniwersalny symbol i podstawę globalnej marki. Po wielkim sukcesie wydanej w 1985 "Super Mario Bros" Nintendo postawiło na poszerzanie tej marki właśnie. Także w innych mediach.

W amerykańskiej telewizji zaczęły się pojawiać kreskówki bazujące na przeboju z gier. Na przełomie lat 80. i 90. było ich w sumie kilka. W tym samym czasie także w rodzimej Japonii zrealizowano kilka popularnych filmów anime z Mario w roli głównej.

Zachęcone tym sukcesem Nintendo postanowiło zagrać w pierwszej lidze. I w 1993 r. powstał pierwszy film "Super Mario Bros", w pełni aktorski, z udziałem Boba Hoskinsa i Dennisa Hoppera. To właśnie on był tą porażką. Został fatalnie przyjęty przez krytyków i wcale nie lepiej przez widzów. Sprzedano tak mało biletów, że nie zwróciła się nawet połowa nakładów na produkcję. I choć od tego czasu odbiór filmu się zmienił, a dla wielu osób jest on już pozycją kultową, to w tamtym miejscu i czasie był postrzegany jednoznacznie. Jako kompletna katastrofa. Dla Nintendo był to cios tak dotkliwy, że po 1993 r. nie było już Mario ani w telewizji, ani w kinie. Firma całkowicie porzuciła koncepcję ekranizowania swoich przebojowych gier i skupiła się na ich robieniu. Na prawie trzydzieści lat. W Japonii też znają przysłowie "kto raz się sparzył, ten na zimne dmucha".

Wszystko dobre, co się dobrze kończy

Ten fatalny film "Super Mario Bros" z 1993 r. był w ogóle pierwszą ekranizacją gry. Jakiejkolwiek gry. I prawdopodobnie nie tylko Nintendo się na nim sparzyło. Skoro nawet taka mocna marka, jak Mario, a już wtedy była to prawdziwa potęga, nie była w stanie przyciągnąć ludzi do kin, to może lepiej nie próbować? I może właśnie dlatego największe studia filmowe przez długie lata z dużą niechęcią patrzyły na pomysły ekranizowania jakichkolwiek gier. Zwłaszcza że kolejne próby nie kończyły się wcale lepiej niż ta pierwsza.

Na szczęście z biegiem czasu zaczęły się pojawiać również udane ekranizacje, które odnosiły kasowe sukcesy. I nawet w Nintendo zapomniano o traumatycznych wydarzeniach z 1993 r. Dzięki temu powstało nowe "Super Mario Bros", które jest tak wielkim sukcesem, jak to poprzednie było wielką porażką. Tamten film przyniósł straty, a ten nowy już wkrótce przekroczy magiczną granicę miliarda zarobionych dolarów. Polacy będą mogli dołożyć do tej puli swoją cegiełkę już od 26 maja, bo właśnie wtedy film zadebiutuje w rodzimych kinach.

Wąsaty hydraulik jest symbolem technologicznej i artystycznej innowacji Kraju kwitnącej wiśni. To także globalna ikona popkultury.
Wąsaty hydraulik jest symbolem technologicznej i artystycznej innowacji Kraju kwitnącej wiśni. To także globalna ikona popkultury.

Nie tylko filmy

Nintendo i Shigeru Miyamoto skupiali się na tworzeniu gier i stronili od innych mediów, ale to nie znaczy, że Mario pojawiał się wyłącznie w grach. Jego wizerunek można było zobaczyć na koszulkach i jeansach, na pudełkach płatków śniadaniowych, butelkach szamponu, a nawet na kadłubach samolotów. Były cukierki Mario i oczywiście przeróżne pluszaki i zabawki przedstawiające postacie z gier Nintendo. Popularne sieci fast food dodawały je do swoich zestawów na tyle często, że powstała cała społeczność kolekcjonerów tych zabawek.

Wielkim sukcesem okazała się też współpraca Nintendo z LEGO. Rozpoczęła się niedawno, bo dopiero w 2020 r. pojawiły się pierwsze zestawy duńskich klocków nawiązujące do gier z Mario. I sprzedawały się tak wyśmienicie, że seria szybko się rozrosła i cały czas pojawiają się jakieś nowe Mario-klocki. Duża w tym zasługa samej koncepcji tej serii. Wszystkie zestawy do niej należące są interaktywne i zawierają elementy, które można wykorzystać do konstruowania scenerii, w których potem można się bawić w granie w Mario.

Osobiście bawić się w bycie Mario można też oczywiście w Super Nintendo World, czyli obszarach tematycznych w parkach rozrywki Universal Studios. One również są bardzo świeżym pomysłem. Pierwszy Super Nintendo World powstał jako część japońskiego parku Universal Studios dopiero w 2021 r., a ten w jego hollywoodzkim odpowiedniku został uruchomiony zaledwie kilka miesięcy temu, w lutym tego roku. W obu przypadkach, a także w planowanym Super Nintendo World w Singapurze oraz w Orlando na Florydzie, w projektowaniu atrakcji brał bardzo czynny udział sam Shigeru Miyamoto.

I będzie tego więcej

To naprawdę niesamowite, że Nintendo udało się zbudować tak potężną i rozpoznawalną markę jak Mario, bazując prawie wyłącznie na grach, bez filmów i seriali, które zwiększyłyby jej popularność, tak jak zrobiono to z innymi globalnymi markami. A teraz, z uwagi na historyczny sukces animowanego "Super Mario Bros", ta popularność będzie rosła jeszcze szybciej.

Shigeru Miyamoto zapowiedział już kolejne filmy. A za nimi pójdzie cała reszta licencjonowanych produktów. Mario już teraz jest globalną ikoną popkultury, ale należy się spodziewać, że w przyszłości będziemy jego oraz jego przyjaciół widywać znacznie częściej. W różnych miejscach i sytuacjach. Na razie jednak pozostaje czekać do 26 maja i polskiej premiery "Super Mario Bros".

Przewodnik po uniwersum Mario. Kto jest kim?

Bowser, Donkey Kong, Peach i Yoshi to tylko niektóre z postaci, które pojawiają się w grach u boku Mario oraz jego brata Luigiego. Dla tych wszystkich, którzy nie znają ich dość dobrze, przygotowaliśmy krótki przewodnik po najbardziej popularnych bohaterach, oraz łotrach, ze świata Mario. Także tego filmowego.

Sympatyczny, niezbyt wysoki i wzbudzający podziw obfitym wąsem włoski hydraulik z Brooklynu to oczywiście główny bohater zarówno gier z uniwersum Mario, jak i animowanego filmu "Super Mario Bros", który już 26 maja trafi na polskie ekrany. Ikoniczny bohater wymyślony przez genialnego Shigeru Miyamoto nigdy jednak nie występuje sam. Od 1983 r. zawsze mu ktoś towarzyszy. I tym kimś jest jego brat Luigi.

Najbliższa rodzina

Od wydanego właśnie w 1983 r. Mario Bros, popularnej gry na automaty, która była prekursorem legendarnego Super Mario Bros, Mario zawsze występuje z bratem. Głównie dlatego, że ówczesne gry były projektowane z myślą o drugim graczu, który mógł stawić czoła wyzwaniom po porażce pierwszego. Aby ten miał swoją postać, Miyamoto przemalował czerwoną bluzę i czapkę Mario na zielono. I w ten sposób powstał Luigi.

Początkowo był bratem-bliźniakiem, ale z czasem, w kolejnych grach, zaczął nabierać własnej osobowości i zaczął się również różnić wyglądem. Młodszy brat Mario jest więc od niego nieco szczuplejszy i wyższy, ale poza tym jest, jak to z braćmi bywa, bardzo podobny. I również może się poszczycić imponującym wąsem. Takiego ważnego bohatera oczywiście nie mogło zabraknąć w najnowszej filmowej wersji przygód Mario, wobec tego idąc do kina, można się spodziewać, że zobaczy się tam również tego mniej znanego z braci. Zobaczy i usłyszy. W oryginalnej wersji językowej Super Mario Bros Luigi mówi głosem Charliego Day’a, a Mario – oczywiście Chrisa Pratta. W przypadku polskiego dubbingu w braci wcielają się odpowiednio Bartosz Martyna i Kamil Pruban.

Dziewczyna

Kim byłby Mario bez księżniczki do uratowania? Pewnie dalej zwykłym hydraulikiem. Na szczęście urocza, złotowłosa Jej Wysokość Peach Toadstool zapewniła mu motywację do bohaterskich czynów. Choć księżniczka Peach włada krainą magicznego grzybkowego ludu, to nie pochodzi wcale z czarodziejskiego Mushroom Kingdom. Peach, podobnie jak Mario, pochodzi z naszego świata. Gdy jednak ten ostatni został wciągnięty do magicznego królestwa już jako dorosły (i od razu z bratem), Peach trafiła tam jako dziecko. Zaopiekował się nią Toad, jeden z mieszkańców grzybowej krainy, a gdy dorosła, została wybrana na władczynię.

Księżniczka Peach w pierwszych grach z Mario nie była postacią szczególnie pogłębioną. Twórcy nie wychodzili poza schemat stereotypowej damy w opałach. Później jednak Peach, podobnie jak Luigi, zaczęła nabierać charakteru. Najpierw uczyniono ją postacią grywalną w niektórych segmentach, a potem, znów tak jak Luigi, otrzymała nawet własne gry, w których jest główną bohaterką. Oczywiście jest również obecna w wersji filmowej Super Mario Bros. W oryginale jako obiekt westchnień Mario przemawia Anya Taylor-Joy, a w wersji polskiej głosu udziela jej Ewelina Kudeń-Nowosielska. W animacji pojawi się też wspomniany Toad, jej najlepszy przyjaciel. Głosu użyczają mu odpowiednio Keegan-Michael Key oraz Szymon Roszak.

Kumple

Pewne znajomości są w przypadku Mario dłuższe niż więzy krwi, nie wspominając już o miłości. Zanim pojawił się Luigi i zanim do serca włoskiego hydraulika wkradła się księżniczka Peach, Mario zawarł znajomość z królem małpiego królestwa, Cranky Kongiem. Głównie dlatego, że ten porwał mu dziewczynę Paulinę i zrzucał na głowę beczki, gdy Mario próbował ją uwolnić. Działo się to dawno, dawno temu, w 1981 r., w grze Donkey Kong. Mario zna się również dobrze z samym Donkey Kongiem, mocarnym synem małpiego władcy. W końcu w 1982 r. porwał jego tatę w Donkey Kong Jr.

Donkey Kong występował później w wielu grach, zarówno przeciwko Mario, jak i u jego boku, a często i na pierwszym planie, jako główny bohater. Ich znajomość może nie jest klasyczną przyjaźnią, ale można powiedzieć, że chłopaki się kumplują. Czy podobnie będzie w filmie Super Mario Bros? To się okaże, ale wiemy, że pojawią się w nim zarówno król Cranky Kong (z głosem Freda Armisena lub, jeśli wybierzemy seans z polskim dubbingiem, Artura Kaczmarskiego), jak i jego niesłychanie silny syn Donkey Kong, za którego przemówi Seth Rogen (i Karol Dziuba). Niestety, wygląda na to, że w tym akurat filmie nie będzie okazji zobaczyć drugiego najstarszego i najlepszego przyjaciela Mario, czyli dinozaura Yoshiego.

Ten sympatyczny i wierny rumak Mario pojawił się w grach po raz pierwszy w 1990 r. w znakomitym Super Mario World. I potem występował w nich już regularnie, a nawet dostał własną serię gier. Może zobaczymy go w następnych filmach?

I wrogowie

Przepodły i arcyłotrowski oraz, z niewiadomego powodu, również pragnący poślubić księżniczkę Peach, paskudny Bowser po raz pierwszy zaczął psuć krew Mario w 1985 r., w Super Mario Bros. Shigeru Miyamoto pierwotnie chciał, żeby Bowser był wielkim bykiem, władcą byczego królestwa, ale koncepcja ewoluowała i w końcu stał się kolczastym żółwiem, którego wszyscy znają, ale nie kochają. Bowser, wieczna nemezis Mario, włada armią żółwiowych wojowników Koopa, z którą podbija kolejne magiczne królestwa. Tym razem ma chrapkę na krainę grzyboludków, którym przewodzi księżniczka Peach. I na nią samą zresztą też.

W filmowej wersji Bowsera głosem gra Jack Black (oraz Maciej Maciejewski), a złemu żółwiowi towarzyszy wierny i wcale nie mniej podły Kamek. Ten uzdolniony i władający złą magią Koopa to niegdysiejszy wychowawca Bowsera, a dziś jego najbliższy doradca. Pierwszy raz pojawił się w Super Mario World i od tego czasu jest głównym przeciwnikiem Yoshiego w serii gier poświęconej sympatycznemu, zielonemu dinozaurowi. W filmie Kamek przemówi głosem Kevina Michaela Richardsona (lub Janusza Witucha).

Oraz cała reszta

W animowanej wersji Super Mario Bros zobaczymy jeszcze wiele innych postaci, głównie mieszkańców grzybkowej krainy, małpich Kongów oraz licznych i bezlitosnych wojowników Koopa z armii Bowsera. Pojawi się ponadto kilka postaci z naszego świata, takich jak rodzice Mario i Luigiego oraz ich szef – w końcu cała przygoda zaczyna się na rzeczywistym Brooklynie i dopiero potem bracia hydraulicy zostają wciągnięci do magicznej krainy. Jeśli zaś komuś, kto jest wielkim fanem Mario, zabraknie w tej filmowej wersji jakiejś postaci znanej z gier, nie powinien się martwić. Będzie więcej produkcji, to już jest potwierdzone. Według plotek własne tytuły mają dostać i Luigi, i Donkey Kong. Ale to później. Najpierw czekamy do 26 maja i polskiej premiery Super Mario Bros.

Tak się kiedyś grało! Mario po polsku. Nie czuliśmy, że robimy coś złego

Pierwsze gry z Mario, czyli "Donkey Kong" i "Super Mario Bros" podbiły serca graczy na całym świecie. A właściwie na prawie całym. Dlaczego nie w Polsce? I dlaczego Nintendo i Super Mario Bros nie były u nas tak popularne – przynajmniej w tej samej wersji – którą znali nasi zachodni rówieśnicy.

To ostatnie pytanie jest nieco przewrotne. Rzeczywiście w latach 80. i na początku 90., gdy cały świat wariował na punkcie konsol do gier Nintendo oraz Mario, w Polsce w ogóle się o nich nie słyszało. Samo Nintendo oficjalnie zaczęło sprzedawać swoje produkty w kraju dopiero w 1994 r. i ta sprzedaż szła fatalnie. Przez wiele lat znana i lubiana marka w Japonii, Ameryce i Europie Zachodniej była w Polsce ukryta gdzieś na trzecim planie.

Gdy raptem kilkanaście lat temu cały świat znów oszalał, tym razem przez arcypopularne Nintendo Wii, u nas konsole zalegały na sklepowych półkach. Tak naprawdę dopiero od niedawna, głównie dzięki Nintendo Switch, japoński koncern zdobył sobie ważną pozycję na polskim rynku gier. Z drugiej strony jednak w ostatniej dekadzie lat 90. Polacy uwielbiali "Super Mario Bros" i rewolucyjną konsolę Nintendo Entertainment System. I nawet o tym nie wiedzieli.

Zacznijmy od początku

W latach 80., gdy na Zachodzie święciły tryumfy konsole Atari i Nintendo oraz zaczęły się pojawiać pierwsze domowe komputery, w Polsce nadal wyznacznikiem statusu był kolorowy telewizor. O posiadaniu jakiegoś elektronicznego urządzenia do grania można było w zasadzie pomarzyć. Jedna na sto rodzin posiadała coś takiego, zwykle przywiezionego z Niemiec przez przedsiębiorczego krewnego, który tam pracował. Co nie znaczy, że się u nas nie grało na potęgę.

Lata 80. stały w Polsce pod znakiem automatów do gier oraz tak zwanych gralni. Te pierwsze były bardzo popularne. Na każdym osiedlu znajdował się przynajmniej jeden przybytek zastawiony maszynami z "Asteroids", "Arkanoid", "Space Invaders", "Ghost’n’Goblins" czy właśnie "Donkey Kong". Niewiele mniej było gralni, czyli czegoś w stylu późniejszych kawiarenek internetowych. Tyle że bez internetu, za to z komputerami 8-bitowymi Atari i Commodore. Jak w późniejszych kafejkach płaciło się tam za godzinę, dwie lub trzy i można było grać, w co dusza zapragnie. Czyli najczęściej w legendarne "River Raid", "Montezuma’s Revenge", "International Karate" czy "Bruce Lee". Przez lata dostęp do gier wideo był ograniczony właściwie tylko do tych dwóch sposobów. Przynajmniej dla znakomitej większości młodej populacji zafascynowanej tą nową formą rozrywki. Zmieniło się to dopiero po 1989 r.

Złota era

Lata 90., a w szczególności pierwsza ich połowa, przyniosły prawdziwą eksplozję popularności gier. Stało się tak dzięki otwarciu rynku i powoli, bardzo powoli rosnącym płacom. W poprzedniej dekadzie, by kupić za dewizy jeden z nowoczesnych 8-bitowych mikrokomputerów takich jak ZX-81 Spectrum, Commodore C64 czy Atari 800 XL, trzeba było wydać równowartość półrocznych średnich krajowych zarobków. Po 1989 r. zaś można było już ten sam sprzęt kupić za mniej więcej równowartość jednej pensji. To nadal było sporo, ale porównywalnie wcale nie więcej niż dziś kosztuje konsola do gier lub laptop.

I właśnie wtedy wszyscy zaczęli grać. Komputer w domu przestał już być jakimś cudem techniki, do którego schodziły się młodzieżowe pielgrzymki z połowy dzielnicy. Prawie każdy miał już albo Atari, albo Commodore. Posiadacze jednych serdecznie gardzili drugimi oczywiście, niesłusznie uważając, że to właśnie ich komputer jest najlepszy. W tle zaciętej wojny między tymi dwoma obozami, która uległa nasileniu, gdy pojawiły się 16-bitowe komputery Atari ST oraz Commodore Amiga 500, grano w gry do upadłego. Ale nie w gry Nintendo. Dlaczego nie? Bo nie dało się ich kopiować.

Pod czarną banderą

Lawinowy wzrost popularności gier w latach 90. miał jeszcze jedną przyczynę. Było nią piractwo. Do 1994 r. polskie prawo dopuszczało nie tylko nielegalne kopiowanie gier, ale również odpłatne rozpowszechnianie takich kopii. Konia z rzędem tej osobie, która w tamtych czasach miała kolegę, który miał choćby jedną oryginalną grę. Praktycznie cały rynek obracał się wokół nielegalnych kopii, czy to na kasetach, czy też później na dyskietkach. Oryginalne były w zasadzie tylko same komputery. A czasem nawet i one bywały podróbkami. Nawet po zdelegalizowaniu tego procederu w 1994 r., piractwo miało się znakomicie i trzeba było wielu lat, by przekonać Polaków do kupowania oryginałów.

Sytuacja z punktu widzenia producentów gier była wtedy dramatyczna. Trwał pierwszy złoty wiek gier, a oni byli bezczelnie okradani. W biały dzień i to nawet przez jakiś czas w świetle prawa. Dotyczyło to także polskich deweloperów, którzy stawiali wtedy pierwsze kroki z takimi legendarnymi produkcjami jak "Robbo", "Miecze Valdgira", "A.D. 2044", "Fred" czy "Misja". Jeśli ktoś chciał opierać się wyłącznie na oryginalnych grach, musiał liczyć się z wydatkiem rzędu jednej trzeciej lub jednej czwartej przeciętnej pensji. Za jeden tytuł. Dlatego właśnie Nintendo, które weszło na rynek po ustawie z 1994 r., nikogo nie interesowało. Gry na NES i późniejszy SNES były sprzedawane na kartridżach, nie kasetach, dyskietkach czy płytach. Kartridżów nie dawało się kopiować. I w rezultacie nikt nie kupował tych ostatnich. Teoretycznie. W praktyce bowiem…

Gianna Sisters i Pegasus

Polska, mimo różnic prawnych i całkiem innej sytuacji politycznej oraz gospodarczej, również pokochała Mario i konsolę Nintendo Entertainment System. Wcale nie słabiej niż Japonia czy kraje Zachodu. Tyle że pokochała je pod innymi imionami. Legendarne "Super Mario Bros", wydane w 1985 r., również u nas święciło triumfy. Jednakże jako niemiecka podróbka. Mało kto kojarzy samego Mario z tamtych czasów, ale większość starszych graczy doskonale pamięta wydaną w 1987 r. fantastyczną grę "The Great Gianna Sisters". Ta produkcja, dzieło kilku niemieckich programistów, była kopią, praktycznie jeden do jednego, wielkiego przeboju Shigeru Miyamoto. Tytuł był inny. Temat muzyczny też. A zamiast Mario była Giana. Poza tym jednak gry były praktycznie identyczne. Tak więc można powiedzieć, że choć wtedy nikt nie grał w "Super Mario Bros", to wszyscy grali w Giannę… czyli w "Super Mario Bros".

I pół Polski, przynajmniej tej poniżej 18 roku życia, grało w gry z Nintendo Entertainment System. Tak, również za pośrednictwem podróbki. Popularny na Zachodzie NES także u nas święcił triumfy, tylko nie był wyprodukowany przez Nintendo. Był kopią ich konsoli i nazywał się Pegasus Family Game. W środku Pegasus był identyczny z NES. I obsługiwał identyczne gry na kartridżach. Tyle że zarówno sama konsola, jak i kartridże, były pirackimi kopiami. Dużo, dużo tańszymi od oryginałów. Czy należy się zatem dziwić, że Nintendo, oryginalne, w pełnej cenie, w ogóle nie było w Polsce popularne?

Nie, nie w sytuacji, gdy konkurencję dla niego stanowił sprzęt identyczny, tylko kilkukrotnie tańszy, na którym można było grać w te same, tylko znów kilkukrotnie tańsze gry. To sprawiło, że choć mało kto wtedy znał i cenił Nintendo, to na ich doskonałej konsoli, którą przecież tak naprawdę był Pegasus, wychowało się całe pokolenie Polaków.

Co z tym zrobić?

Przeszłość ma to do siebie, że się jej nie da zmienić. Dzieciaki z lat 80. i 90., które do upadłego zagrywały się w pirackie gry Nintendo, nawet nie wiedziały, że robią coś złego. Po prostu świetnie się bawiły. Dziś te dzieci są dorosłe i, nawet jeśli mają jakieś wyrzuty sumienia z powodu całej tej sytuacji, to i tak wspominają tamte czasy z wielkim sentymentem. A czy mogą zadośćuczynić samemu Mario i jego japońskim twórcom? Owszem. Mogą kupić konsolę Nintendo Switch i wrócić do tych starych przebojów, bo wiele z nich jest na niej dostępnych. Albo grać w nowe gry Nintendo.

Albo po 26 maja, czyli dniu polskiej premiery filmu "Super Mario Bros", iść na niego do kina. Tym razem dając swoje pieniądze prawowitym autorom, a nie piratom i oszustom. I przy okazji doskonale się bawiąc, bo "Super Mario Bros" nie zarobiłoby miliarda dolarów na całym świecie i nie stałoby się jedną z najbardziej kasowych animacji w dziejach kinematografii, gdyby było słabym filmem.

Aleja gwiazd w superprodukcji Super Mario Bros

Filmowe Super Mario Bros, choć jest animacją, może się poszczycić gwiazdorską obsadą. Aktorzy, którzy użyczają głosów postaciom ze świata Mario, mają na swoim koncie kilkadziesiąt różnych nagród i w sumie ponad setkę nominacji!

Mario

Fani gier Nintendo mocno się podzielili, gdy okazało się, że filmowy Mario będzie mówił głosem Chrisa Pratta. Część spodziewała się, że ten popularny aktor nie będzie w stanie udźwignąć tej roli. Niesłusznie, zwłaszcza że Pratt już udowodnił nie jeden raz, że doskonale radzi sobie z animowanymi bohaterami. Również z takimi kultowymi. A taką właśnie postacią jest Emmet, główny bohater fantastycznej serii filmów LEGO Przygoda. To właśnie Chris Pratt swoim głosem nadał tej bardzo lubianej postaci jej wyjątkowego charakteru. I za ten pokaz umiejętności zgarnął kilka branżowych nagród. Pratt ma zresztą na swoim koncie kilkanaście nagród i ponad 40 różnych nominacji za swoje występy. Regularnie otrzymuje gaże w okolicach 10 mln dolarów, choć zanim został gwiazdą, był bezdomny i mieszkał w samochodzie. Dziś ma 44 lata, dwójkę dzieci i jest żonaty z najstarszą córką Arnolda Schwarzeneggera, Katherine.

Oczywiście najbardziej znany jest ze swoich dwóch ról w przebojowych kinowych seriach. Pierwsza to Peter Quill, czyli Star-Lord, przywódca Strażników Galaktyki. W tym wcieleniu Chris pojawił się aż w sześciu różnych filmach z kinowego uniwersum Marvela i nie da się ukryć, że świetnie oddał tę sympatyczną i zabawną postać. Jego drugą najbardziej znaną rolą jest Owen Grady, dzielny trener raptorów z trylogii Jurassic World i bohater niezliczonych internetowych memów. Te dwa filmowe wcielenia Pratta są najbardziej znane, ale nie jedyne. Aktor najlepiej czuje się w klimatach fantastycznych – zagrał między innymi w Pasażerach i Wojnie o jutro, ale potrafi również zagrać klasycznego bohatera akcji, co udowodnił w serialu Lista śmierci.

Luigi

Grający brata Mario Charlie Day doskonale się zna z Chrisem Prattem, bo pracowali razem przy animacjach LEGO Przygoda. Charlie Day miał tam rolę niedużą, ale bardzo istotną, bo użyczał swojego głosu kultowej postaci entuzjastycznego astronauty Benka. Ten 46-letni aktor najlepiej czuje się w rolach komediowych, o czym doskonale wiedzą fani serialu U nas w Filadelfii. Day gra w nim główną rolę nieprzerwanie od 2005 r. I przy okazji jest też jego producentem. To właśnie z tego wcielenia jest najbardziej znany, choć występował też w wielu filmach, zwykle w rolach drugoplanowych. Najbardziej znaną z nich jest doktor Newton Geiszler, szalony naukowiec z filmów Pacific Rim, oraz pechowy Dale Arbus z dwóch komedii Szefowie wrogowie.

Księżniczka Peach

Najbardziej utytułowaną osobą w obsadzie Super Mario Bros jest piękna i utalentowana Anya Taylor-Joy, która dwa lata temu zgarnęła całe naręcze nominacji i kilka branżowych nagród (w tym Złoty Glob) za swoją fenomenalną rolę genialnej szachistki Beth Harmon w serialu Gambit Królowej. Urodzona w 1996 r. Anya, która dzieciństwo spędziła w Argentynie i nauczyła się angielskiego dopiero w wieku 8 lat, gdy jej rodzina przeprowadziła się do Londynu, jest dziś jedną z najbardziej rozchwytywanych gwiazd Hollywood i gra w najgłośniejszych produkcjach.

Jej pierwszą dużą rolą była Thomasin z doskonałego horroru Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii. Potem wystąpiła u M. Night Shyamalana w SplitGlass oraz jako tytułowa Emma w nowej filmowej adaptacji powieści Jane Austen. Status gwiazdy dał jej jednak wspomniany już serial. Po Gambicie Królowej posypały się prestiżowe propozycje. Anya zagrała u Roberta Eggersa w Wikingu, u boku Ralpha Fiennesa w głośnym Menu oraz razem z Christianem Bale i Margot Robbie w Amsterdam. Już niedługo można ją będzie zobaczyć także w roli młodej Furiozy w prequelu kultowego Mad Max: Droga gniewu.

Donkey Kong

Syn króla wielkich małp z Super Mario Bros przemówi głosem prawdziwego hollywoodzkiego weterana, Setha Rogena. Choć młodszy i od Chrisa Pratta, i od Charliego Day’a, ten urodzony w 1982 r. kanadyjski aktor ma za sobą występy w ponad setce filmów, w tym w wielu znanych i lubianych komediach Judda Apatowa. Choć Rogen cały czas gra, i równie często podkłada głos pod animowanie postacie, jest też uznanym scenarzystą i producentem filmowym. To właśnie Seth stoi za sukcesem takich seriali jak The Boys, Pam i Tommy oraz Kaznodzieja.

Tego aktora naprawdę nikomu nie trzeba przedstawiać. Wszyscy znają go z serii komedii Apatowa takich jak 40-letni prawiczek, Wpadka, Supersamiec czy Boski Chillout, a także z Sąsiadów, To już jest koniecWywiadu ze słońcem narodu. Rogen jest aktorem głównie komediowym, ale nie tylko – w filmie Steve Jobs zagrał na przykład Steve’a Wozniaka, drugiego założyciela firmy Apple. Jest również bardzo doświadczony w kwestii podkładania głosu pod animowane postacie. Był guźcem Pumbą w nowym Królu lwie, kosmitą Paulem w Paul, modliszką w filmach Kung-fu Panda i w wielu innych, takich jak Horton słyszy ktosia czy Potwory i obcy. Gościnnie zabrzmiał nawet w kilku odcinkach Simpsonów oraz Amerykańskiego taty. Zagranie Donkey Konga w Super Mario Bros to idealne wyzwanie dla jego talentu.

Bowser

Główny czarny charakter to bardzo ważna rola, nie tylko w filmie animowanym. I dlatego wcielenie się w podłego Bowsera, króla żółwi Koopa, powierzono prawdziwej instytucji z Hollywood. Jack Black, bo o nim mowa, to urodzony w 1969 r. w Kalifornii aktor, scenarzysta, producent i muzyk, a do tego również, bardzo odpowiednio w tym przypadku, fan gier wideo. Podkładał głosy pod postacie z wielu z nich, a najbardziej znaną jest epicka heavymetalowa epopeja Brutal Legend, w której Black wcielił się w głównego bohatera. Ten charyzmatyczny aktor wystąpił w prawie dwustu filmach i ma na swoim koncie wiele nominacji oraz filmowych nagród, ale zaczynał jako muzyk. Razem z Kyle’m Gassem założyli w 1994 r. kapelę rockową Tenacious D, wypromowaną potem w tematycznym serialu dla HBO oraz kultowym filmie Tenacious D: Kostka przeznaczenia.

Karierę filmową Jack Black zaczynał od serialowych epizodów. Przełom przyniosły dopiero role w komediach Przeboje i podboje oraz Szkoła rocka, a także późniejszy występ jako filmowiec Carl Denham w nowej ekranizacji King Konga. Ostatnio można było go zobaczyć w dwóch częściach kinowego przeboju Jumanji. Fani animacji również doskonale go znają w przeróżnych ról, z których najbardziej rozpoznawalną jest oczywiście Po, tytułowa Kung-fu Panda z lubianej serii filmów.

I Charles Martinet

Kończąc listę sław, które zagrały w Super Mario Bros, nie wypada zapomnieć właśnie o panu Martinecie. Ten urodzony w 1955 r. aktor głosowy wciela się w filmie w rolę Giuseppe oraz ojca Mario. I choć są to postacie z trzeciego planu, to nie można go w żaden sposób pominąć, bo od 30 lat podkłada przeróżne głosy pod postacie z gier Nintendo. W tym oczywiście również samego Mario. Martinet widnieje w Księdze Rekordów Guinnessa jako aktor najdłuższej (i najczęściej) użyczający swojego głosu fikcyjnej postaci. I jego epizody w filmie Super Mario Bros są czymś w rodzaju hołdu producentów dla jego wkładu w całe uniwersum tych gier.

Sam film Super Mario Bros można będzie już od 26 maja obejrzeć w polskich kinach. I sprawdzić, dzięki czemu już w kilka tygodni po swojej amerykańskiej premierze stał się mocnym pretendentem do tronu najbardziej kasowego filmu animowanego w dziejach.

"Super Mario Bros. Film" – Mario i Luigi wracają do kin

Najsłynniejsi hydraulicy świata – Mario i Luigi – wracają do kin. Choć sympatyczni bracia są z nami już od 38 lat, to nadal zdobywają nowych fanów. Tym razem znany duet pojawił się w wersji animowanej i oczywiście wyruszył na ratunek księżniczce Peach. Po drodze zyska wielu sojuszników i będzie musiał wykazać się pomysłowością i odwagą.

W życiu często bywa tak, że największe sukcesy są dziełem przypadku. Podobnie jest w świecie wirtualnej rozrywki. Po raz pierwszy Mario pojawił się w 1981 r. jako postać w grze "Donkey Kong". Na własną musiał zaczekać do 1985 r., kiedy to wydano "Super Mario Bros." Wtedy nikt chyba jeszcze nie przypuszczał, że stanie się on najmocniejszą marką spośród wszystkich postaci ze świata elektronicznej rozrywki.

Pierwsza odsłona "Super Mario Bros.", która pojawiła się na konsolę Nintendo Entertainment System, została sprzedana w liczbie ponad 40 mln egzemplarzy. Najnowsza gra ze świata Mario – "Mario Kart 8 Deluxe" na Nintendo Switch jest na rynku od 2017 r. i trafiła w ręce ponad 53 mln fanów gamingu. Mario występuje łącznie w ponad 250 produkcjach, a jego wartość jako marki jest liczona w... bilionach dolarów. Przygody sympatycznego hydraulika wciąż przyciągają nowych wielbicieli i nawet kilkuletnie dzieci wiedzą, kim jest Mario, o czym przekonałem się podczas seansu "Super Mario Bros. Film".

Na ratunek księżniczce

Fabuła filmu nawiązuje właśnie do pierwotnego "Super Mario Bros.", a więc Mario i Luigi trafiają do Grzybowej Krainy, gdzie muszą uratować księżniczkę Peach przed nienasyconym i żądnym władzy absolutnej Bowserem. Oczywiście historia została rozbudowana i wszystko zaczyna się od tego, że bracia postanawiają porzucić stabilną pracę w firmie z ugruntowaną pozycją na rynku na rzecz prowadzenia własnej działalności (skądś to znamy, prawda?). Choć w Grzybowej Krainie panuje sielanka, to wkrótce spokój zostanie zakłócony właśnie przez Bowsera. Główny antagonista ma w sobie jednak pierwiastek romantyczny. Chcehce zdobyć rękę księżniczki, choć jego metody, mówiąc delikatnie, nie są zgodne z ogólnie przyjętymi normami.

Mario i spółka

"Super Mario Bros. Film" łączy w sobie motywy z pierwowzoru, a także dodaje świat "Mario Kart" i pojawia się tu również pełen gwiazdorskiego uroku Donkey Kong, któremu Mario zawdzięcza swoje powstanie. Postacie te kojarzą nie tylko dorośli, ale także dzieci, o czym świadczył wysoki poziom podekscytowania wśród najmłodszej widowni w trakcie seansu. Jeżeli jednak nie wiecie, czym jest Nintendo Switch albo kim jest Mario, to nic straconego. Fabuła jest tak poprowadzona, że trudno się pogubić – w końcu to animacja kierowana do widzów w każdym wieku.

Z konsoli na duży ekran

Dzięki temu, że "Super Mario Bros. Film" jest animacją, to twórcy mogli puścić wodze fantazji i oczko do tych, którzy mieli styczność z grami komputerowymi. W niektórych miejscach kadr jest ustawiany tak, że scena przypomina sekwencję z platformówki.

Jeżeli nie wiecie, czym ona jest, to spieszę z wyjaśnieniem. Jest to rodzaj gier, w których postać porusza się po planszach z wielopoziomowymi platformami, na których znajdują się przeciwnicy, przeszkody i tzw. znajdźki, a więc np. przedmioty poprawiające sprawność kierowanej postaci. Jako osoba mająca w domu konsolę NES z 1987 r. i oryginalny kartridż z "Super Mario Bros." oraz wychowana m.in. na tego typu grach, bardzo doceniam tę udaną próbę przemycenia mechaniki z gier na kinowy ekran.

Animacja trafiła do kin w wersjach z napisami i dubbingiem. W tej drugiej w główną rolę wcielił się Kamil Pruban, a za polskim głosem Luigiego stoi Bartosz Martyna. Obaj są utalentowanymi aktorami dubbingowymi z pokaźnym i imponującym dorobkiem ról, więc realizacja stoi na najwyższym poziomie. Postacie brzmiały dokładnie tak, jak wyobrażałem sobie, że brzmieć powinny.

Siła braci

Po amerykańskiej premierze "Super Mario Bros. Film" zdobył tytuł najbardziej popularnej kinowej animacji, jaka kiedykolwiek powstała. Wystarczyło 9 dni od premiery, by tytuł stał się najbardziej dochodową ekranizacją gry w historii. Połączenie fabuły z wartką akcją okazało się strzałem w dziesiątkę. Fani gry docenią nawiązania do wirtualnego świata, a osoby niemające wcześniej styczności ze światem "Super Mario Bros." bardzo łatwo się w nim odnajdą. Nie zdziwię się, jeśli ci drudzy zaraz po wyjściu z kina zamówią konsolę i grę. To ekscytująca przygoda dla całej rodziny, w którą wpleciono dużą dawkę dobrego humoru, bawiącego zarówno młodszych, jak i starszych widzów. W zależności od wieku będzie on różnie interpretowany, ale na tym właśnie polega jego siła i błyskotliwość. Wszystkie te czynniki sprawiają, że "Super Mario Bros. Film" podbił serca widzów w Stanach Zjednoczonych, a teraz podbija resztę świata.